poniedziałek, 12 sierpnia 2013

start again

Swego czasu bardzo zaniedbałam tego bloga, więc od teraz postanawiam się poprawić!
Od dziś starać się będę akcentować swoje przeżycia dotyczące: dni szczęśliwie bądź nieszczęśliwie przeze mnie spędzonych, filmów, muzyki, sztuki, literatury. Jednym słowem przeżyć tych, z którymi dzieliłam się dotychczas cały czas i bardzo skromnie.

_______

Chciałabym (oczywiście za zgodą Bartka) umieścić tutaj zdjęcia oraz mini relację z niedawnej i zresztą bardzo udanej podróży do Torunia. 
Nieoczekiwany obrót wydarzeń, obopólna chęć spędzenia przyjemnie czasu poza granicami Gdańska, zasmakowania odprężenia i doznania relaksującego klimatu znad Wisły poprowadziła nas właśnie do miasta polskiego zwanego Toruniem! Miasto to jak zwykle zauroczyło mnie jego pociesznością (dla mnie osobiście jest to po prostu magiczne i śliczne miejsce!). 
Tegoroczna wyprawa różniła się nieco od poprzedniej, tej sprzed dwóch lat (?), aczkolwiek była bardzo udana, jak już wspomniałam. Prawdę mówiąc trzeba tu po pierwsze pochwalić bardzo Bartka za jego pomysł (bo dzięki niemu ta podróż), jego bezpardonową realizację i (prawie. ;p) bez zastrzeżeń organizację. 
Początek: start godzina szósta rano, kawa w termosie, dojazd na dworzec, oczekiwanie pks'a. Włączenie aparatu, pierwsze zdjęcie, dwu godzinna jazda i dotarcie do upragnionego celu. 
Ławka, zakurzenie dymu nikotynowego i wymarsz na starówkę! Wolna przechadzka po mieście i dotarcie w słoneczny poranek nad Wisłę. 
Niebiańskie, orzeźwiające słońce i świetne towarzystwo - czego chcieć więcej?
Widzieć ciągłą pocieszność i uśmiech na twarzy drugiego człowieka jest tak bezcenne, że żadne skarby świata nie są w stanie dać tyle radości 'pierwszemu' człowiekowi, który to widzi! :)
Spacer po Toruniu, obserwacja ludzi i ciekawych, nietuzinkowych miejsc, a także wylegiwanie się na trawie w cieniu drzew były po prostu niesamowite. Rozkoszne lenistwo, picie zimnego Somersby, później kawy mrożonej oraz jedzenie pysznego Sushi w restauracji chińskiej. Dobrze, że Bartek za mnie trzymał te pałeczki drewniane, bo inaczej żadnego składańca bym nie zjadła. ;< ;p  
Mina Bartka, który przygotowywał się do zjedzenia krewetek: była, jest i będzie bezcenna!! :D
Zakończenie: kupienie p i e r n i c z k ó wpowrót spóźnionym pks'em, krzyżówki, czytanie gazety, no i bardzo napięta gra w wisielca. 
Dzięki Bartek! :)






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz